Byłby to cios. Gdyby okazało się, że jednak to bajka. Nie. Nie to, że się nie urodził. Nic z tych rzeczy. Historycy raczej są zgodni. W to nie wątpi nawet nauka. Ciosem byłby fakt, że nie wstał. Że nie wstał z martwych.
Zaparzam kolejną herbatę. Jest noc. Rzym o tej porze roku opustoszał. Jest cicho. Jedynie co jakiś czas śmieciarki tłuką się ulicami.
Jego imię. Żeby to tylko jedno. Ma ich tak wiele. Żadne nie wyjaśnia wszystkiego, ale każde rozświetla choć trochę to kim jest.
Immanu El. Bóg z nami. Prościej się nie da.
Jesteś z nami.
Między jedną a drugą herbatą.
Między jednym a drugim praniem.
Pierwszym i ostatnim schodem.
Między jednym a drugim słowem, wypowiedzianym lub usłyszanym.
Między spojrzeniem, tym pierwszym z rana, tym ostatnim z wieczora.
Między nami.
Jesteś z nami.
Mateusz napisał:
Z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak.
Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego. Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem prawym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie.
Gdy powziął tę myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: „Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów”.
A stało się to wszystko, aby się wypełniło słowo Pańskie powiedziane przez proroka: „Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel, to znaczy Bóg z nami”.
Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, ja mu polecił anioł Pański: wziął swoją Małżonkę do siebie, lecz nie zbliżał się do Niej, aż porodziła Syna, któremu nadał imię Jezus.