Jezus nawiązując do tego, powiedział: „Pewien człowiek schodził z Jeruzalem do Jerycha[1] i wpadł w ręce bandytów. Oni go obrabowali, pobili i zostawiając ledwie żywego, odeszli.
[1] schodził z Jeruzalem do Jerycha – rzecz się dzieje na odcinku 27 kilometrowym drogi równie malowniczym, jak niebezpiecznym, po której naprawdę się „schodzi” w stronę depresji, jak wiadomo, najgłębszej na kuli ziemskiej (tutaj płynie nią Jordan, nieco dalej wpadający do Morza Martwego, a wychodząc z Jerozolimy zawsze się „schodzi”, bo miasto leży na wysokości 800 m n.p.m., nie zawsze jednak można to zaznaczyć w polskim przekładzie). Droga tu była niebezpieczna, bo zupełnie niezamieszkana. Zawsze praktyczni Rzymianie na jej połowie umieścili posterunek wojskowy, a wszystkie dostojne osoby, odbywające tę podróż, były zawsze eskortowane przez żołnierzy. [Rozmowy o Biblii. Opowieści i przypowieści, Anna Świderkówna, Wyd. Naukowe PWN, Warszawa 2006, s. 140]